Ewa Czyżowska

Moją pasją jest rękodzieło. To bardzo szerokie pojęcie, ale trudno mi sprecyzować jaka dziedzina jest tą, która pochłania mnie najbardziej. Jest ich kilka i zwykle bywa tak, że zaczynam pracę, na przykład nad łemkowską krywulką, żeby zaraz po jej zakończeniu zabrać się za tkanie gobelinu albo pracę z drewnem opowiada Ewa Czyżowska, inicjatorka i właścicielska pracowni rękodzielniczej „Wierzbinowe Cuda”, nominowana do programu „Dynów – Ludzie z Pasją”. 

ZACIĘCIE DO RĘKODZIELNICTWA

Zaczęło się to bardzo dawno temu, właściwie od zawsze lubiłam coś tam dłubać, dziergać, wymyślać. Przed wielu laty moja przyjaciółka zaproponowała wspólne malowanie pierników choinkowych. Przekonałam się wtedy jak bardzo to lubię i od tamtej pory każdego roku poświęcam kawałek zimy na malowanie ciasteczek. Zaczęłam też mierzyć się z innymi rodzajami rękodzieła, ale brakowało czasu na poważne zajęcie się tym.

CZAS NA REALIZACJĘ PASJI

Dopiero po zakończeniu pracy zawodowej wpadłam na pomysł, żeby nareszcie zająć się tym co naprawdę lubię. Tak z rozmachem, bez oglądania się, że coś muszę jeszcze zrobić, jakiś termin goni, ktoś czegoś chce. Znalazłam kilka kursów rękodzielniczych, prowadzonych przez Uniwersytet Ludowy Rękodzieła Artystycznego w Woli Sękowej i wzięłam w nich udział. To było to! Nie dosyć, że nauczyłam się nowych rzeczy to jeszcze poznałam pasjonatów rękodzieła z całej Polski i nie tylko, to na dodatek dowiedziałam się, że można zapisać się do dwuletniej szkoły rękodzielniczej i wiek wcale nie stoi na przeszkodzie. No to się zapisałam i przez dwa lata szkoliłam swoje umiejętności pod okiem profesjonalistów. Niestety skończyłam już tę wspaniałą szkołę, zrobiłam dyplom z tkactwa, biżuterii karpackiej i stolarstwa użytkowego.

POŁADNIANIE ŚWIATA

Robię to, co naprawdę lubię. Zabierając się za realizację kolejnego projektu nie myślę: o matko! znowu muszę to zrobić. Nic nie muszę, chcę i na dodatek potrafię to zrobić dobrze. Wolność, nawet w takim małym wymiarze, jest super. Rękodzieło pozwala mi kreować przestrzeń wokół siebie. Nazywam to poładnianiem świata. Poza tym mam wnuki i chciałabym być dla nich taką babcią, z którą robi się coś ciekawego, coś się tworzy, coś poznaje i zdobywa się umiejętności, dzięki którym świat staje się ciekawszy. Wiele z tego czego się nauczyłam, to ginące, a przynajmniej mocno niszowe umiejętności. Szkoda, żeby w niepamięć odeszła sztuka artystycznego haftu, tkactwo, plecionkarstwo, koronkarstwo. Można iść do sklepu i kupić świąteczne ozdoby, ale przecież można je zrobić samemu, można samemu zrobić kolczyki, mydło, można upleść dowolny koszyk. Można wykreować wokół siebie oryginalną przestrzeń w miejsce sklepowej sztampy.

OCZAROWAĆ PASJĄ INNYCH

Po co to wszystko? Żeby robić to co sprawia mi ogromną radość, tworzyć ładne przedmioty, podzielić się zdobytymi umiejętnościami ze światem – o ile tego zechce. A jak nie zechce to, jego strata, bo nieskromnie się pochwalę, że fajne rzeczy potrafię.

Wyremontowałam bardzo stary dom, żeby otworzyć w nim pracownię rękodzielniczą, w której mogłabym dzielić się swoim doświadczeniem z mieszkańcami Dynowa, z dorosłymi, z dziećmi z każdym chętnym. Wirus grypy ogranicza teraz możliwość działania, ale może niedługo się to zmieni.

Pracownia rękodzielnicza „Wierzbinowe cuda” będzie żyć, jeśli będą w niej ludzie i jeśli będzie zaangażowana w lokalne inicjatywy. Trudno teraz namówić kogoś na wspólna pracę, bo obawa o zdrowie jest silniejsza, ale pozostaje mieć nadzieje, że w końcu poukładamy nową rzeczywistość i znajdzie się w niej miejsce na rękodzieło. Zapraszam więc do pracowni!